Notka tłumaczki opowiadania: Wyjaśnienie przypisów, znajdziecie na dole rozdziału.
_______________________________________________________
To, że oddychałam głęboko, jest stanowczym niedopowiedzeniem. Praktycznie się hiper-wentylowałam. Spojrzałam w małe lusterko w służbowej toalecie, aby ocenić mój nowy wygląd. Bez trudu mogłabym ubiegać się o stanowisko jakiegoś prezesa. Cieszyłam się, że obie z Amber nosiłyśmy ten sam rozmiar, jednak miejsce, gdzie zazwyczaj powinien znajdować się biust, było płaskie. Westchnęłam, przypominając sobie, jak wyglądała w tym Amber. Czysta perfekcja, nawet mimo jej słabego stanu w aktualnym momencie.
- Re! Samochód już jest! Jesteś gotowa? - ponownie zapukała do drzwi, upewniając się, czy dobrze ją usłyszałam.
Miałam nieuczesane włosy, ale cóż, kogo to obchodziło. Przeczesałam je palcami, mając nadzieje nieco je okiełznać. Zostały w takim samym bałaganie, w jakim były wcześniej. Wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi, by ujrzeć czekającą na mnie Amber, ubraną w moje ciuchy. Czarna koszulka, która miała być moim uniformem i jeansowe szorty. Wygląda jak typowa asystenta, no nie? Wywróciłam oczami.
- Amber, nie chcę tego robić. - wymamrotałam, kiedy ciągnęła mnie w stronę lady.
- Pa, Dave. - rzuciła śpiewnie, kiedy mijałyśmy chłopaka.
- Re, nie martw się. Poradzisz sobie, jestem zaraz obok ciebie. Myślałaś, że zostawię cię sam na sam z tym ciasteczkiem? Nie ma mowy!
Och, zdziwiłabyś się Amber ile razy byłam już z nim sam na sam. Otworzyła drzwi kawiarni. Cholera, nie ma już odwrotu. Wyszłyśmy na zewnątrz i dostrzegłam czarnego Bentley'a, którego widziałam już wcześniej. Oddech ugrzązł mi w gardle. Kurwa mać.
- To ten facet, on też jest niczego sobie. - wskazała palcem na wysokiego mężczyznę. Mark.
- Dzień dobry, panno Greene. - formalnie skinął głową w moim kierunku, kiedy się do niego uśmiechnęłam. Jest na prawdę miły.
- Dzień dobry. Mark, prawda? - brzmiałam na pewną siebie. To dobrze. Postaraj się i trzymaj tak cały czas, Re.
- W rzeczy samej, panno Greene.
- To jest Amber. - wskazałam ręką na dziewczynę, która wpatrywała się we mnie.
- Dzień dobry, panno... err...
- Conventry. - dodała - Amber Conventry.
- Panno Conventry, panno Greene. - ponownie skinął głową i odwrócił się na pięcie. Wymieniłyśmy z Amber spojrzenia i posłusznie ruszyłyśmy za nim. Otworzył przed nami drzwi Bentley'a i cierpliwie czekał, aż znajdziemy się w środku.
- O mój Boże! Uszczypnij mnie, bo chyba śnię! - zapiszczała mi do ucha, na co chwyciłam ją za ramię i pociągnęłam w stronę auta.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do Mark'a, gdy ten ponownie skinął głową.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panno Greene.
Amber klapnęła obok mnie, zajmując miejsce w drogim samochodzie. Nie dostrzegałam luksusów, jakimi dysponuje ten samochód, aż do teraz. Wczorajszej nocy było ciemno, ale... wow! Już kocham to auto, a do tego ten zapach. Wzięłam głęboki wdech przez nos. Zapach Zayn'a. Tak szybko jak sobie o nim przypomniałam, tak w momencie zaczęłam czuć wcześniejsze zdenerwowanie. Motyle obudziły się w moim brzuchu. Co ja, do cholery, mam zrobić?
Telefon, który schowałam w staniku, zaczął wibrować. Szybko go wyjęłam i odebrałam.
- Ha-halo?
- Re? Re, zmiana planów. Chcę żebyś szła tam z Amber. Amber ma za małe doświadczenie w tego typu sprawach, a ty już byłaś ze mną na kilku spotkaniach i dasz sobie lepiej radę.
- Nie martw się Ted. Już z nią jestem.
- Och. - zaskoczenie w jego głosie, było bardzo słyszalne - Dziękuję, Re.
- Czekaj! Ted, co ja mam właściwie tam powiedzieć? - zapytałam, szybko wyrzucając z siebie poszczególne słowa.
Odetchnął głęboko.
- Re, nie ma jeszcze żadnych umów. Nie dopóki mnie tam nie będzie i ich nie podpiszę. Chcę tylko rozwinąć swój biznes. Poszerzyć sieć kawiarni. Nie mam pieniędzy, żeby to zrobić, a kwota jaką oferuje on, jest... duża. Zapytaj go, dlaczego jest tak bardzo zainteresowany? Co chce w zamian? Kiedy ci odpowie, pozwól zacząć działać swojemu mózgowi. Nie bardzo wiem, czego on oczekuje. Czy chcę być moim wspólnikiem, czy to po prostu jakaś forma datku, ze strony jego przedsiębiorstwa. Jesteś mądrzejsza, niż ci się wydaje, Re.
Wspólnik? Ted się nie dzieli.
- Myślałam, że chciałeś sprzedać kawiarnię.
- Chciałem, ale pan Malik przestawił mi swój plan i jestem bardziej niż chętny, rozwinąć swój interes w postaci sieci na cały kraj. To wielka sprawa.
- Ted, straciłeś już dwa biznesy w przemyśle szpitalnym. Czemu ufasz akurat jemu? To znaczy... Przecież dajemy sobie radę na własną rękę. Na prawdę uważasz, że musimy otwierać jeszcze jedną kawiarnię po tym, jak dwie poprzednie były kompletną klapą?
- Nie martw się, Re. Ten facet ma świetną reputację. Pomógł rozwinąć się wielu małym firmom. I błagam cię, zmień swoją postawę.
Przewróciłam oczami.
- Jaką postawę?!
Zaśmiał się cicho.
- Powodzenia. Pokładam w tobie wszelkie nadzieje. Zadzwoń do mnie, kiedy skończy się to spotkanie.
Rozłączył się, zostawiając mnie samą z moim panikującym umysłem. Więc Zayn nie kupuje kawiarni? Pomaga ją tylko rozwinąć, tak? To jest takie skomplikowane...
***
Musiał mieć przynajmniej z pięćdziesiąt pięter. Albo tak mi się tylko wydawało.
- Boże, ten koleś musi być bogaty, jak sam skurwysyn. - Amber zamamrotała mi do ucha. Chwyciła moją dłoń i uśmiechnęła się pocieszająco. - Mamy siebie. Obie damy radę.
Weszliśmy do olbrzymiego - nieskrywanie onieśmielającego - uposażonego w elementy szklane, stalowe i te z czarnego piaskowca, lobby. Głośno przełknęłam ślinę, kiedy poczułam jak otula mnie zimne powietrze, powodując gęsią skórkę na moich rękach. Potarłam je dłońmi, mając nadzieję trochę się rozgrzać. W wewnątrz, budynek był równie pięknie zaprojektowany, jak na zewnątrz. Czas poświęcony przez osobę, która była za to odpowiedzialna, był z pewnością dobrze wykorzystany. Szare, marmurowe podłogi i naturalne barwy współgrały ze sobą idealnie. Szarości, biel i gdzieniegdzie czarne elementy. Napis, który przykuł moją uwagę, składał się z wielkich, złotych liter.
M A L I K I N C O R P O R A T E S.
Zza solidnie wyglądającego biurka z piaskowca, uśmiechnęła się do nas młoda blondynka. Miała na sobie idealnie skrojoną marynarkę i najbielszą bluzkę, jaką kiedykolwiek widziałam. Wyglądała nieskazitelnie, co sprawiało, że mój ubiór prezentował dość amatorsko.
- Jesteśmy umówione z panem Malikiem.
Zmierzyła wzrokiem mnie i Amber, a później spojrzała na dwóch ochroniarzy, którzy również mieli na sobie garnitury szyte na miarę.
- Ach, panna Greene. - przedstawiłam się - I panna Conventry. - wskazałam na Amber. - W zastępstwie pana Turner'a, który niestety nie mógł przyjść na spotkanie.
- Proszę wybaczyć na moment, panno Greene. - podniosła jedną brew, gdy tak stałam przed nią, lekko zażenowana. - Och, tak. W rzeczy samej, pan Malik spodziewa się pana Turner'a. Będą panie potrzebowały tych przepustek. Jestem pewna, że Mark pokażę wam drogę. - Stanęła górując nade mną i Amber i wręczyła nam dwie plakietki z wytłuszczonym napisem "GOŚĆ".
- Panno Greene, panno Conventry. - Mark zatrzymał się przy windzie, pewnie poirytowany faktem, że obie za bardzo skupiłyśmy się na liczbie autoportretów zawieszonych na ścianach. Wszystkie idealnie dopracowane z najmniejszymi szczegółami.
Ruszyłyśmy w kierunku, w którym stał.
- Dzień dobry, Mark. - kobieta zza biurka powitała go wesoło.
- Witam, pani Smith. - skinął głową i wpuścił nas do windy.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy nacisnął guzik na ostatnie piętro. Myliłam się, budynek miał tylko trzydzieści pięter. Jezu. Nigdy nie dość widoku, co Zayn? Kolejny głęboki oddech. Zaczęłam wgapiać się w czubki swoich butów. Amber siedziała cicho, jak mysz pod miotłą. Wiedziałam, że jest tak samo zdenerwowana, jak ja.
Parę sekund później, drzwi windy się rozsunęły i zostaliśmy przywitani przez szeroko uśmiechającą się kobietę. Miała długie, zgrabne nogi. Odrobinę męskie, ale spódnica, którą miała na sobie dodawała im nieco kobiecości. Bluzka ciasno opinała jej talię, uwydatniając idealną figurę. Była wyższa, zarówno ode mnie, jak i od Amber.
- Dzień dobry. - uśmiechała się tak szeroko, że jestem pewna, że aż bolały ją policzki. W jej oczach malowało się zdziwienie, które starała się zamaskować. Na pewno nie spodziewała się zobaczyć, kogoś wyglądającego jak... my.
Przeszywająco niebieskie tęczówki bacznie obserwowały mnie i Amber, kiedy zakładała za ucho jasne blond pasemko.
- Pan Malik spodziewa się dzisiaj towarzystwa, panno Williams. - oświadczył Mark.
Panna Williams wyprostowała się jakby połknęła kij od szczotki.
- Och, tak. Proszę za mną. - odwróciła się na pięcie i ruszyła do swojego biurka. Stukot jej obcasów, był jedynym dźwiękiem słyszalnym w pomieszczeniu. A, no i stukot moich.
- Proszę usiąść. Pan Malik niedługo będzie gotowy, aby was przyjąć. Mogę wziąć pani marynarkę, panno Greene?
- Proszę. - niezręcznie zsunęłam ją z ramion i podałam kobiecie. Uśmiechnęła się i powiesiła ją gdzieś za ścianą w pobliżu jej biurka.
Potem cicho zapukała do jakichś drzwi, czemu obie z Amber przyglądałyśmy się z niekłamaną ciekawością.
- Założę się, że jest tam. - wymamrotałam półgłosem i wskazałam głową na drzwi.
- Co?!- z wnętrza pomieszczenia do którego weszła kobieta, rozległ się ostry głos. Amber, aż podskoczyła słysząc surową reakcję Zayn'a. Wiedziałam, że tam jest.
Drzwi lekko się uchyliły i wyślizgnęła się z nich kolejna blondynka. Także była wysoka, wyższa od panny Williams, nawet bez wysokich obcasów. Perfekcyjnie proste włosy miała spięte w idealnego koka. Przygryzłam wargę i nerwowo przeczesałam swoje loki. Każdy wokół mnie wyglądał tak... nieskazitelnie.
- Tak, panno Williams. - powiedziała chłodno blondynka z kokiem.
- Uhh, pan Malik ma towarzystwo. - wskazała gestem ręki na mnie i Amber. Jej twarz była bledsza, niż chwilę wcześniej.
- Proponowała im coś pani?
Oczy panny Williams szeroko otworzyły się i zobaczyłam w nich lekki przestrach.
Kobieta zmierzyła ją takim wzrokiem, od którego nawet ja skuliłabym się w najciemniejszej norze. To tak, jakby była kobiecą wersją Zayn'a.
- Bardzo przepraszam za zwłokę, chciałyby się panie odświeżyć? - Kobieta podeszła do nas, odprawiając pannę Williams do swojego biurka.
- Nie, dziękuję. - uśmiechnęła się Amber, ukrywając wszelkie oznaki zdenerwowania. Nie to, co ja.
- Ja też dziękuję. - rzuciłam niewyraźnie.
- Bardzo dobrze. Jeszcze raz, najmocniej przepraszam za opóźnienia. Pan Malik zaraz będzie gotowy. Panie wybaczą. - uśmiechnęła się, jednak bez najmniejszej emocji. Te wszystkie formalne zagrywki, sprawiają, że robi mi się niedobrze.
- Muszę się wyrzygać. - wymamrotała Amber.
- No to idź do łazienki.
Przygryzła wargę i wstała. Ruszyła niepewnie w stronę biurka, przy którym siedziała panna Williams.
- Mogę jakoś pomóc, proszę pani? - zapytała pogodnie, a wszystkie oznaki wcześniejszej bladości odeszły w zapomnienie.
- Um. Tak.. Gdzie jest kibel? - zachichotałam pod nosem, rozbawiona obcesowym językiem Amber. - Przepraszam, miałam na myśli toaletę. - poprawiła się dziewczyna, zanim wymownie wskazała na mnie palcem.
- Tak. Zaraz przed windami. Powinna pani zobaczyć oznakowanie po lewej stronie korytarza. Na pewno go pani nie przeoczy. - uśmiechnęła się miło i coś kazało mi myśleć, że jest nowa w tej pracy. To jak niepewnie wpatrywała się w ekran komputera, to z jakim niepokojem co chwilę zerkała w stronę drzwi. Wyglądała na zagubioną i szczerze było mi jej szkoda. Zastanawiałam się czy Zayn traktuje ją jak gówno?
Opuściłam wzrok na swoje dłonie. Nerwowo przygryzłam dolną wargę. Co ja mam mówić? Co robić? Będzie się grymasił na mój widok, jak zwykle?
Sekundę po tym, gdy wróciła Amber, naszym oczom ponownie ukazała się kobieta z kokiem. Wyszła zza szerokich drzwi i zostawiła je lekko uchylone.
- Proszę pani, pan Malik już czeka.
Amber spojrzała na mnie pełna obaw. Głośno przełknęłam ślinę. Kurwa.
Wstałam lekko roztrzęsiona. Z całych sił starałam się zapanować nad nerwami. Opuściłam wygodne siedzisko i ruszyłam w stronę uchylonych drzwi. Pani z kokiem ponagliła mnie gestem ręki, kiedy widocznie zawahałam się przed wejściem. Panna Williams wstała. Spojrzałam na nią, nagle zaciekawiona jej zdenerwowaną postawą. Wydaje się bardziej spięta, kiedy ta z kokiem jest w pobliżu.
Amber była tuż za mną. Powtarzała każdy mój krok odkąd znalazłyśmy się w środku. Moje serce waliło jakby brało udział w jakimś wyścigu. Możliwe, że miałam zawał, kiedy jego zapach uderzył w moje nozdrza. Jego biuro wyglądało tak, jak się tego spodziewałam. Było stanowczo za duże, jak dla jednego mężczyzny. Ogromny szklany stół, z miejscami dla dziesięciu osób doskonale wpasowywał się w ogólny wystrój. Okna od podłogi, aż po sam sufit, ukazywały zapierający dech w piersiach widok. Biele i szarości wypełniały pomieszczenie. Jedyne dzieło sztuki, które dostrzegłam wisiało po drugiej stronie biura, w miejscu, gdzie zapewne siedział podczas ważnych biznesowych spotkań.
- Witam, panno Greene. Jestem niezmiernie uszczęśliwiony widząc panią ponownie. - poczułam ciarki w dole kręgosłupa, kiedy usłyszałam jego głos. Stałam w jego cieniu, gdy wyciągał do mnie dłoń. Pan Malik, we własnej osobie. Uścisnęłam jego rękę, wyraźnie zdziwiona niespotykanym przepływem energii, podczas naszego dotyku. To pewnie przez to, że tak się denerwuję. Głośno przełknęłam ślinę. Błyszczące, miodowe oczy przebiegle mnie skanowały. Chwilę zajęło mi, zanim odzyskałam mowę. Jest taki wysoki. Ubrany w czarny, dopasowany garnitur, białą koszulę i czarny krawat. Wyglądał w tym momencie jak rasowy dyrektor przedsiębiorstwa.
- Dzień dobry, Zay-umm..panie Malik. - skinęłam głową i odsunęłam się na bok, robiąc miejsce Amber.
- Panie Malik. - uśmiechnęła się.
- Panno Conventry. - odpowiedział lekko pochylając głowę - Jestem świadom, że już się zapoznaliśmy. - uniósł brew i wskazał gestem ręki, abyśmy zajęły miejsca na czarnej kanapie w kształcie litery "L".
- Usiądźcie, proszę. - z wielkim wdziękiem ruszył na przeciwko nas, gdzie na stoliku, czekały już na niego równo rozłożone dokumenty. Chłodny błysk zaiskrzył w jego oczach, gdy spotkaliśmy się wzrokiem. Z trudem przełknęłam ślinę. Kołatały się we mnie, chyba wszystkie możliwe emocje.
- Panno Greene, jak się domyślam, pan Turner, jednak nie mógł przybyć, jednak nie wahał się poinformować mnie, że jest pani doskonale doświadczona w sprawach, które mamy zamiar konsultować, czyż nie?
Zmarszczyłam brwi, kiedy znowu zaczął gadać do mnie tym swoim formalnym językiem. Ugh, to będzie przeprawa przez piekło.
- Ufam, że jestem bardzo dobrze przygotowana do przeanalizowania pańskiej oferty. - brzmiałam na bardziej pewną siebie, niż czułam się w rzeczywistości. Amber posłała mi zdziwione spojrzenie i w tamtej chwili już wiedziałam, że sama będę musiała odbyć tę rozmowę, podczas gdy ona, będzie mogła swobodnie wgapiać się i zatracać w iluzji, że człowiek przed nami jest dobrym, seksownym mężczyzną.
- Bardzo dobrze. Jestem pewien, że wie pani, zatem, czym jest NDA[1], panno Greene. - podsunął kartkę pod nasze oczy. Oczywiście "wiem" co to jest, to głupie NDA.
- Co to, kurwa, jest? - usłyszałam niewyraźne mamrotanie Amber. - Myślałam, że nie będziemy podpisywać żadnych umów? - uśmiechnęłam się lekko w odpowiedzi na jej wiedzę na temat porozumień biznesowych.
- NDA to umowa dotycząca poufności.
- Co to takiego? - zapytała zdezorientowana.
Zaryzykowałam i podniosłam wzrok na Zayn'a. Wydawało mi się, że walczy z uśmiechem, ale nie jestem pewna.
- To pisemne zobowiązanie, w którym jedna strona - ja - zgadzam się udzielić drugiej stronie, informacji na temat naszych produktów, bądź usług, a druga strona - wy - zapewnia, że nie podzieli się tymi informacjami z nikim innym, przez wyszczególniony okres czasu, który wyznaczam ja. - wyjaśnił Zayn. Amber popatrzyła na mnie, błagającym wzrokiem, żebym przetłumaczyła to na język, który będzie w stanie zrozumieć.
- Nie powtarzaj nikomu, tego, co powie ci o swoim biznesie. Proste. - wyjaśniłam. Kiwnęła głową i podpisała NDA, nawet nie czytając. Chłodny uśmiech zagościł na jego twarzy, kiedy podsunęła kartę z powrotem w jego stronę.
- Jeżeli jeszcze kiedykolwiek będziesz szła ze mną na jakieś spotkanie, proszę, najpierw przeczytaj NDA, zanim je podpiszesz. - ostrzegłam. Wzruszyła ramionami, kompletnie nieświadoma jaki rodzaj umowy przed chwilą podpisała. To mogło być cokolwiek, wcale niezwiązane z NDA.
- Panna Greene ma rację. Jednak przede wszystkim chodzi o zaufanie. - zapewnił Zayn.
Uważnie przeczesywałam wzrokiem zdania zapisane małym druczkiem na umowie, z całej siły starając się ignorować jego palący wzrok. Amber cały czas dudniła palcami o blat stolika, dając wyraz swojemu zniecierpliwieniu. Nie znalazłam niczego niepokojącego w dokumencie, który trzymałam przed sobą, więc podpisałam go w wykropkowanym miejscu.
- Dziękuję panno Greene, panno Conventry. - dziwny błysk zagościł w jego oczach, kiedy na mnie spojrzał. - Jestem pewien, że przekaże pani wszystkie informacje o naszym spotkaniu, panu Turner'owi. - jego głos jest ciepły, chyba nawet lekko rozbawiony, ale na prawdę ciężko mi stwierdzić po jego niewzruszonej postawie.
Siedział na przeciwko mnie i Amber i wyglądał na o wiele bardziej zrelaksowanego, niż my obie.
- Są jakieś pytania, które chciałybyście mi zadać, zanim zaczniemy? - zapytał Zayn, opierając łokieć o oparcie fotela. Palec wskazujący rytmicznie porusza się po jego dolnej wardze, podczas gdy jego oczy, ani na moment nie opuszczały mojej twarzy. Jego usta mnie rozpraszają. Dlaczego? Po chwili odwróciłam wzrok, nieco speszona.
- Nie. - głośno przełknęłam ślinę.
- Doskonale. Jestem świadom wielu porażek, które poniósł pan Turner, w związku ze swoim biznesem. Mogę zapewnić, że żadna firma, której dotąd pomogłem nie splajtowała. Nie rozumiem dlaczego pan Turner jeszcze nie poszerzył swojego zasięgu. Na daną chwilę, kawiarnia wydaje się bardzo dobrze prosperować.
Obydwa jego łokcie znajdowały się teraz na oparciu, a splecione ze sobą dłonie przystawił do ust.
Dlaczego chcesz pomóc?
- Pan Turner nie ma funduszy, na otwarcie choćby jednej, dodatkowej kawiarni, dlatego nie ma najmniejszych szans na poszerzenie oferty otwarcia sieci w całym kraju. - wyjaśniłam. - Pan Turner obawia się, więc, nieco wyników, gdyby w ostateczności zdecydował się na rozwinięcie interesu.
Zimny uśmiech znowu rozciągnął się na jego twarzy.
- To właśnie jest moja rola, panno Greene. Jestem bardziej niż chętny w pomocy rozbudowaniu jego małego przedsiębiorstwa. - wyjaśnił lekkim, nad wyraz grzecznym tonem. Biznesowa formalność niemal się z niego wylewała, ale ten wzrok.. trochę przerażający... ani na moment nie schodził z mojej twarzy.
Przygryzłam wargę, koleś wydawał się jakimś maniakiem. Dokładnie wie czego chce. Zmarszczył czoło i momentalnie uwolniłam dolną wargę. Kurwa, prawie udało mi sie zapomnieć, jak przytłaczający może być.
- Co sprawiło, że zainteresowałeś się interesem Te-um... pana Turner'a. - zapytałam mając nadzieję, że zajdziemy gdzieś z tym tokiem rozmowy. Cały czas nie byłam pewna, jakie są jego prawdziwe zamiary.
- Bardzo dobre pytanie, panno Greene. - wyprostował się na fotelu i jego sylwetka stała się jeszcze bardziej onieśmielająca. Cofnęłam się wgłąb kanapy, jakby to miało znacznie zwiększyć dystans między nami. - Lubię obserwować jak interes rośnie i jestem bardzo dobry w kontrolowaniu rozwoju. Na chwilę obecną, patrząc na firmę pana Turner'a widzę, że ma duży potencjał. Bardzo duży. Może nawet na skalę między krajową.
Uniosłam brew. Ten facet jest marzycielem. Nadal gadamy tutaj o kawiarni? Halo! To nie pierdolony klub ze striptizem!
- 10 milionów funtów, taka kwota wchodzi w grę, jeśli miałoby to zależeć ode mnie. - oświadczył, jakby mówił o zupełnie czymś innym.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Amber, która wpatrywała się we mnie z rozdziawioną buzią.
- Umm, panie Malik. Nie chcę być niegrzeczna, ale jeśli mogę panu przypomnieć, pan Turner nie dysponuje taką kwotą. - wyjąkałam w lekkim szoku.
- Nie, panno Greene. Źle mnie pani zrozumiała. Oferuję panu Turner'owi 10 milionów funtów, aby mógł spełnić swoje marzenie.
- To kupa kasy... -rzuciła Amber.
- W rzeczy samej. - Zayn podniósł się z fotela, górując wzrostem nad nami obiema.
- Przyjemnie robiło się z panią interesy, panno Greene, no i z raczej mało doświadczoną, pani towarzyszką. - oczy mu zabłyszczały, gdy zmarszczyłam czoło. Może i jest niedoświadczona, ale to nadal moja przyjaciółka.
- Będę musiał porozmawiać z panem Turner'em innym razem, aby uzgodnić z nim wszelkie warunki i porozumienia. Jeśli będzie miał życzenie, aby się ze mną skontaktować, będę czekał. - z wdziękiem ruszył do drzwi i otworzył je przed nami.
Amber popatrzyła na mnie zdziwiona i jestem pewna, że wyglądałam podobnie. To było najkrótsze spotkanie biznesowe, na jakim kiedykolwiek byłam. Nie poruszyliśmy tematu odsetek, rachunków, lokat, ani niczego podobnego. Ale ok, im szybciej wyjdę, tym szybciej będę mogła swobodnie odetchnąć.
Obie znalazłyśmy się w progu, kiedy Zayn zastąpił mi drogę.
- Panno Conventry, to przyjemność przebywać w pani towarzystwie, ale czy mógłbym zostać przez moment na osobności z panną Greene? - nie wyglądał na najmniej zainteresowanego Amber, jednak zwracał się do niej z grzecznością w głosie. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam.
Amber spojrzała na mnie przez swoje ramię i uśmiechnęła się pod nosem.
- Oczywiście, panie Malik. Poczekam na zewnątrz. - odpowiedziała zaczepnym tonem, który tak dobrze znajomy był moim uszom.
Zamknął za nią drzwi, kiedy stałam w miejscu, jak wbita w ziemię. Cholera. Cholera! Cholera!!
- Jakiś problem? - wymamrotałam.
- Victoria. - zmarszczył brwi, ale szybko wrócił do swojej poprzedniej postawy - Ty, z pośród wszystkich tych ludzi... - urwał jakby zdał sobie sprawę, że to nieodpowiednie słowa - Nie spodziewałem się ciebie. - brzmiał na bardziej pewnego siebie, niż przy pierwszym podejściu. Zwilżyłam usta zastanawiając się, jaki jest morał płynący z jego wypowiedzi.
- Przeszkadza ci, że tu jestem? - sparafrazowałam jego wcześniejsze słowa, które w obecnej sytuacji powinny brzmieć chociaż trochę onieśmielająco.
Jego usta ułożyły się w lekki uśmiech.
- Nie, panno Greene. Jak zwykle, to czysta przyjemność cię widzieć. - odparł niewiarygodnie pewny i zadowolony z siebie.
Założyłam za ucho, jedno z niesfornym pasemek, udając, że ten człowiek, wcale mnie nie onieśmiela. Zakołysałam się na stopach, kiedy przeszedł na drugą stronę stołu, gdzie poprzednio siedział i palił mnie swoim spojrzeniem.
- Jakie ma pani plany na przyszłość, panno Greene? - zapytał. Omawiamy sprawy biznesowe, czy po prostu jest ciekawy mojego życia?
- Dziennikarstwo. - bąknęłam posłusznie.
- Dziennikarstwo... - powtórzył lekko zdziwiony, ale jego twarz wcale nie wyrażała, akurat tej emocji. - Nie przekonujesz mnie w roli pisarki. Nie myślałaś nigdy o karierze prawniczej?
Zmarszczyłam brwi.
- Prawo nigdy nie było moją mocną stroną. Zayn, na prawdę muszę już iść.
- Dlaczego? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Bo nie chcę, żeby Amber na mnie czekała. - rzuciłam zniecierpliwiona.
- Miałabyś ochotę napić się ze mną kawy?
Ponownie zmarszczyłam brwi.
- Nie piję kawy. - bąknęłam.
Zaśmiał się cicho. Co w tym takiego śmiesznego? Ha! Ale przynajmniej wiem, że jest człowiekiem. Rozległo się pukanie do drzwi, na którego dźwięk umilkł. Na jego twarzy pojawiła irytacja.
- Proszę. - powiedział miękko.
Uniosłam brew, lekko zdziwiona. Co się stało z nieprzystępnym prezesem, Zayn'em?
Drzwi uchyliły się nieznacznie i oboje przenieśliśmy na nie wzrok. Panna Williams. Bardzo zdenerwowana i chyba zastraszana obecnością tej w koku.
- Leigh, stało się coś? - zapytał przyjaznym głosem Zayn i dziewczyna spojrzała na niego niepewnie, zdziwiona nagłą zmianą jego nastroju. Ja też byłam tym zdziwiona.
- Najmocniej przepraszam, że przeszkadzam, pa-panie Malik, przyszła pani Donaldson i chcę się z panem wiedzieć. - wyglądała na lekko przestraszoną, ale widziałam że stara się trzymać nerwy na wodzy.
- Proszę, przekaż pani Donaldson, że jestem zajęty i nie mam ochoty się z nią widzieć. W ogóle. - odparł cicho - Dziękuję, Leigh. - dziewczyna nie wiedziała co ma robić. Powoli odwrócił swoją głowę w jej stronę i uniósł brew. Zaczerwieniła się. Och, Boże. Jak dobrze, że nie tylko ja tak mam. Obserwowałam jak odwraca się na pięcie i zamyka za sobą drzwi. Cholera. Znowu jestem z nim sam na sam. Zayn przeniósł na mnie swój wzrok.
- Wybacz, jest nowa. - powiedział przeczesując palcami włosy. Wiedziałam!
Ponownie rozległo się pukanie, jednak tym razem nikt nie czekał na zaproszenie. W drzwiach pojawiła się - cóż za niespodzianka! - kobieta o blond włosach. Była oszałamiająca w chodny, sterylny wręcz sposób. Idealna figura, idealnie wystylizowana fryzura, prosto z salonu, drogie ciuchy od znanych projektantów, kolczyki z prawdziwymi diamentami. Lodowato niebieskie oczy mierzyły mnie od góry do dołu, podczas gdy jej nabrzmiałe usta, rozciągnęły się w uśmiechu. Dobra jest w udawaniu przyjazności. Nagle przeniosła wzrok ponad moje ramię i skupiła go na Zaynie. Bez trudu zauważyłam jak chowa swoją dumę do kieszeni.
- Zayn, przepraszam. Nie wiedziałam, że masz towarzystwo.
Jego szczęka naprężyła się momentalnie, pełna napięcia atmosfera zaczynała mnie onieśmielać, a po chwili badając jego reakcję, czułam już tylko strach.
- Emma, nie teraz! - syknął i wszelkie oznaki pozornego spokoju odpłynęły w siną dal.
Nawet nie drgnęła, co kazało mi zacząć się zastanawiać, czy się przyjaźnią i jak długo, skoro nie robiło na niej najmniejszego wrażenia to, że prawie kipi ze złości. Niemal widziałam jak para bucha z jego uszu.
Powoli zaczęłam się wycofywać, kiedy Emma ruszyła w stronę stołu, pochylając się nad nim i mierząc Zayn'a śmiertelnie poważnym wzrokiem.
- Victoria, zostań! - namierzył mnie i zamarłam w połowie kroku. Głośno przełknęłam ślinę, kiedy jego szczęka znowu sie zacieśniła.
- Wyjdź. - rzucił ostrzegawczym tonem. Emma pozostała niewzruszona i szczerze jej tego zazdrościłam. Jest kurewsko przerażający, a ona wszystko bierze na klatę.
- Zayn uspokój się! Muszę z tobą porozmawiać. - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Jestem zajęty! - syknął - Wyjdź. - tym razem ton jego głosu, był nieco grzeczniejszy.
- Dobrze. W porządku. Zadzwoń do mnie, kiedy się uspokoisz. - odpowiedziała. Odwróciła się i jeszcze raz zmierzyła mnie wzrokiem, opuszczając pomieszczenie. Jej zapach podążył zaraz za nią, zostawiając mnie samą z tym rozjuszonym, jak pierwotni ludzie, mężczyzną.
Bałam się na niego spojrzeć, ale miał zamknięte oczy, jakby starał się uspokoić. Z ruchu jego ust odczytałam, że bezdźwięcznie odlicza. Trzy...Dwa...Jeden. Otworzył oczy i wydawał się o wiele spokojniejszy, niż chwilę wcześniej. Przygryzłam dolną wargę, kiedy popatrzył na mnie i zmarszczył brwi.
- Proszę, przestań przygryzać wargę, Victorio. To bardzo rozpraszające.
- Um... Chcesz żebym wyszła?
Spojrzał na mnie, oczy miał zachmurzone, a spojrzenie zatroskane. Wyglądał niemal na bezbronnego. Kwestionowałam w duchu, czy czasem mój wzrok nie szwankuje.
- Nie, panno Greene. Nie chcę. Ale każdemu przywitaniu, nieodłącznie towarzyszy pożegnanie.
Nie pierdol.
- Napijesz się ze mną kawy? Lub herbaty, skoro nie lubisz kawy? - znowu ten chłodny uśmieszek.
- Pod jednym warunkiem. - z trudem przełknęłam ślinę. To chyba jedyny sposób, żeby wydostać się z tej fortecy. Jeszcze nikt nie umarł od jednorazowego lunchu.
- Cokolwiek, panno Greene.
- Masz przestać odzywać się do mnie tak formalnie. - wymamrotałam.
Przekręcił głowę, bacznie mi się przyglądając.
- Bardzo dobrze, panno Greene. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - puścił mi oczko i podszedł do ogromnego okna.
- Leigh! - krzyknął, czego kompletnie się nie spodziewałam i na co w odpowiedzi, aż podskoczyłam w miejscu.
W ułamku sekundy, panna Williams pojawiła się w jego biurze. Każda część jej ciała, przygotowana na wykonanie polecenia, niezależnie od tego, jakie by ono nie było.
- Proszę, poinformuj Mark'a, że panna Convenrty potrzebuje transportu do swojego domu. Panna Greene zostaje ze mną...
- Amber mieszka ze mną. - przerwałam mu, na co zmierzył mnie wzrokiem. Nerwowo zagryzłam dolną wargę.
- Mark będzie pamiętał, Victorio. Wszystko w porządku. - skinął głową w kierunku Leigh. Obserwowałam jak wycofuje się z jego biura. Na wolność! Ja też nie chcę już tu dłużej być.
- Victoria. - usłyszałam jego głos, gdzieś z bliskiej odległości, ale mój mózg nie przetworzył jeszcze informacji, że Zayn stoi tuż przede mną. Górował nade mną wzrostem. Jego oczy były chłodne, ciemne, wyraziste. Z trudem przełknęłam ślinę i wydawało mi się, że zauważył moje zdenerwowanie po ruchu mojego gardła.
- Znowu przygryzasz wargę, Victorio. Wiesz, jak to na mnie działa. - uniósł dłoń i uwolnił moja dolną wargę z pomiędzy zębów. Czułam jego gorący oddech na mojej twarzy i w pewnym momencie byłam bliska omdlenia, na szczęście on zrobił krok w tył i zwinnym ruchem otworzył drzwi.
- Chodź. - wskazał gestem w stronę drzwi i ruszył zaraz za mną.
Panna Williams gwałtownie wstała zza biurka, wyraźnie zdziwiona widokiem Malik'a. Chyba nie spodziewali się, że wyjdzie.
- Ma pani żakiet, panno Greene? - zapytał grzecznie. Podążyłam wzrokiem na miejsce, gdzie siedziałam czekając na spotkanie. Amber nigdzie już nie było.
- Tak. - panna Williams, wysunęła się zza biurka i dosięgnęła moją marynarkę. Zayn chwycił materiał, zanim kobieta zdążyła mi go wręczyć. Uniósł ją do góry i w uczuciu kompletnego zażenowania wciągnęłam ją na ramiona. Na ułamek sekundy położył rękę na moim ramieniu, na co w odpowiedzi wstrzymałam oddech i zrobiłam krok w tył.
- Dziękuję. - bąknęłam i zaryzykowałam spojrzenie w górę. Uśmiechał się, a jego oczy niezmiennie trwały na moje twarzy.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panno Greene. - chwycił połę mojego żakietu, kiedy zamierzałam zrobić krok do przodu. Jeszcze nie skończył z wydawaniem swoich poleceń. - Leigh, wrócę za około godzinę. Przefaksuj dokumenty do Mark'a. Będzie w penthausie[2]. Poinformuj Emmę, że wyjeżdżam jutrzejszym popołudniem, gdyby jeszcze się tu pokazała. Nie chcę jej tu widzieć. Zrozumiano? Upewnij się, że mój samochód stoi już przed wejściem. Nie mam zamiaru znowu czekać.
Leigh kiwnęła głową i od razu zabrała się do pracy.
Długi palce Zayn'a nadusił przycisk przywołujący windę, a ta jak na zawołanie rozchyliła przed nami swoje podwoje.
- Panie przodem. - gestem ręki wskazał wnętrze małe pomieszczenia.
Skinęłam posłusznie głową i niepewnym krokiem weszłam do środka. Zamknęłam oczy, kiedy stanął tuż obok mnie. Drzwi się zasunęły. Wstrzymałam oddech. Sama z Zayn'em. Po raz kolejny. Wow.
- Jestem świadom, że znowu przygryzasz wargę, Victorio. - jego głos stał się jeszcze bardziej onieśmielający.
Wypuściłam ją z pomiędzy zębów. Byłam zakłopotana jego nieprzerwanym, palącym spojrzeniem. Oczy rozjaśniało mu jakieś niezrozumiałe światło. Zawstydzona odwróciłam głowę, a róż momentalnie rozlał się na moich policzkach. Przestań przeszywać mnie tym swoim wzrokiem!
Podróż w windzie zaczynała ciągnąć się w nieskończoność, a ja w środku czułam przenikający prąd, niemal wpychający mnie w jego ramiona. Oddech zaczął mi przyspieszać. Rzuciłam wzrokiem na panel z przyciskami, jeszcze tylko dwa piętra.
Dłoń Zayn'a znalazła się na moim ramieniu i momentalnie wstrzymałam oddech w odpowiedzi na niespodziewany gest. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, a na jego ustach pojawił się ten chłodny uśmiech.
- Oddychaj, Victorio.
Odsunął się dokładnie w momencie, gdy rozsunęły się drzwi windy. Potrząsnął głową, zmierzając w kierunku frontowego biurka, przy którym siedziała kobieta. Gwałtownie stanęła na równe nogi, strzepując z bluzki, jak mi się wydawało, okruszki chleba. Pozbyła się ich szybko i radośnie powitała Zayn'a. Zaczerwieniła się, gdy odpowiedział jej skinieniem głowy. Nie zdawał sobie sprawy jak na nią działa.
Musiał mieć słabość do blondynek.
Otworzył przede mną drzwi i takim samym skinieniem głowy uraczył ochronę.
- Panie Malik. - rzucili chóralnie.
- Panowie. - odpowiedział, jak mi się zdawało lekko poirytowany. Wyszłam na chodnik, gdy Zayn chwycił moją rękę.
- Tędy. - zdenerwowanie było coraz widoczniejsze w jego głosie, kiedy mocniej oplótł moją dłoń. - Nie ma tego jebanego samochodu! Jedno, pierdolone polecenie i nawet tego nie potrafi wykonać! - ledwo umilkł, gdy pod budynek podjechało powoli czerwone Ferrari. - Och! No kurwa, teraz jest! - wysyczał. Jezu... weź się opanuj.
Kamerdyner wysiadł z auta nie kryjąc całkowitego podziwu nad luksusowym samochodem, który udało mu się przez chwilę poprowadzić. Praktycznie widziałam jak ślina cieknie mu po brodzie, na sam jego widok. Spojrzałam na Zayn'a. Miał mocno zaciśniętą szczękę.
- Max! - rzucił. Kamerdyner podskoczył lekko przestraszony. Starałam się powstrzymać chichot. Cała sytuacja nieźle mnie rozbawiła.
- Panie Malik. - chłopak pisnął zaskoczony. Jego oczy rozszerzyły się i przepełnione były obawą, kiedy zbliżał się w naszą stronę. Ręka mu drżała, kiedy podawał Zayn'owi kluczyki. - Przepraszam za z-zwłokę, p-proszę pana.
Zayn przewrócił oczami.
- Możesz odejść. - odpowiedział, odprawiając Max'a gestem ręki. Otworzył przede mną drzwi. Przygryzłam dolną wargę i w skupieniu wsiadłam do środka. Pochylił się na wysokość mojej twarzy, podnosząc ku niej dłoń i ciągnąc lekko za brodę. Nie musiał nic mówić. Jego wzrok był wystarczającym ostrzeżeniem.
_______________________________________________________
Przypisy:
[1]NDA - (ang. non-disclosure agreement NDA lub confidential disclosure agreement CDA) – legalnie zawarta umowa pomiędzy co najmniej dwiema stronami, które zobowiązują się do wymiany poufnych materiałów lub wiedzy z zastrzeżeniem ich dalszego nierozpowszechniania. Umowa taka tworzy pomiędzy stronami poufną więź mającą na celu dalszą ochronę przedmiotu wymiany.
źródło:Wikipedia
[2]Penthause - (ang. penthouse) – luksusowy apartament usytuowany na ostatnim piętrze budynku mieszkalnego (apartamentowca), popularny szczególnie wśród milionerów i yuppies. Najczęściej największy ze wszystkich apartamentów w danym budynku, często dwupoziomowy, posiada duży taras widokowy.
źródło: Wikipedia
źródło: Wikipedia
Oł yeah pierwasza :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam! :3
OdpowiedzUsuńTrzecia!
OdpowiedzUsuńAle długi rozdział!
Odpisz na ask'u ;)
Kocham Cię za te tłumaczenia ♥
huhuhuh... czwarta!!! .... super tłumaczenie normalnie Cię uwielbiam za to :)
OdpowiedzUsuńWow. Czytałam z zapartym tchem. Ciekawe co się teraz wydarzy.
OdpowiedzUsuńZayn działa mi na nerwy tymi swoimi wybuchami. Przesadza.
Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej.
Czekam z niecierpliwością, Patt_^^
jezu przecież to jest kopia greya... nie wiem czy wiecie, ale kopiowanie nie jest zbyt fajne. ten rozdział czytałam z wielkim niesmakiem i nie wrócę już do tego opowiadania. porażka
OdpowiedzUsuńpisałam o tym na twitterze, ale jak widać będę musiała napisać jeszcze tutaj na blogu oficjalną notkę. No cóż. Ja nie mogę zmienić tersci opowiadania, ja je TYLKO tłumaczę. Autorka dała jasno do zrozumienia, że mocno inspirowała się 50SOG.
UsuńPozdraiwam :)
Racja , szkoda ze tak bardzo sie inspirowala :c.
UsuńWciaz widze Greya zamiast Malika xd ale pewnie malo osob czytalo 50SOG. A tlumaczenie jest genialne :* poczytam twoje inne tlumaczenie.
Z niecierpliwością czekam na kolejny. Mam nadzieję że znajdziesz nieco czasu w trakcie weekendu na przetłumaczenie następnego. Jak zwykle wspaniały. Doceniam.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest cudowne i jeszcze biorąc pod uwagę jak tłumaczysz- magia. Aż można poczuć tą chłodność Zayna. Oczywiście czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńxxx
w takim momencie nieeeeeeee :(
OdpowiedzUsuńświetne tłumaczenie !
kocham cię!
Usvzjsbejzjsveuud kooocham <3 -A.
OdpowiedzUsuńniesamowite. opowiadanie jak i tłumaczenie ;3 o matkooo! dziewczyno, dziękujęęę.
OdpowiedzUsuńUmarłam, Boże, ja tu umarłam! Aakkhdkhkakahadadhkadkdsgalaga, jaram się nim i nic na to nie poradzę. Boże, jaki on jest stanowczy, noo. Aghrrrr, umieram. Nie umiem stworzyć sensownego zdania, więc po porstu ajgdgdagakaadlid. Czekam na kolejny i o boże, on jest taki dggsajfslA.
OdpowiedzUsuńWidzę tu podobieństwo do Greya. Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach tego nie będzie. Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńbedzie :)
Usuńto porażka...
UsuńJejku przestancie. Jezeli autorke tego opowiadania na prawde zainspirowała ksiązka 50SOG no to musicie w jakis sposob to zrozumiec czy cos. A nie od razu pisac mnóstwo komentarzy jak to was wkurza ... w takim razie prosze was uspokójcie sie do cholery -,-
UsuńOMG OMG OMG *.* KOCHAM ZAYN'A *.*
OdpowiedzUsuńJeeejc ! Kocham, kocham ! <3
OdpowiedzUsuń@Victoria_Cold PIERWSZE KONTO RE NA TT, FOLLOWAĆ! *O*
OdpowiedzUsuńuhuhuhuhuhuhu dzieje się dzieje...
OdpowiedzUsuńMógłby zacząć gadać po ludzku bo mnie to trochę irytuje! Mam nadzieję że to się zmieni ale rozdział był fajnyyyy <3
OdpowiedzUsuńSuper. Ta nerwowa atmosfera aż mi się udzieliła. Czułam się jakbym tam była razem z nimi. Świetne, nie mogę się doczekać następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńKURWA!! To jest boskie. Dopiero skończyłam czytać Twoje tłumaczenie 'Dark' (zajęło mi to ok. 3 dni :D) i cholernie się cieszę, że to tłumaczysz! Awwww! Zayn jest taaaaki pociągający <3 To opowiadanie jest boskie, niczego nie można przewidzieć.
OdpowiedzUsuńAh, warto bylo nie zasypiac. Jestem ogromnie ciekawa co dalej!
OdpowiedzUsuń~Moly, xx
Jezu, jak on na nią działa *_* / turn_to_light
OdpowiedzUsuńUwielbiam io tlumaczenie, ale za bardzo i to az do glupich szczgolow przypomina mi 50 twarzy greya. Szkoda noo. Mam.nadzieje ze dalwj cos siezmieni
OdpowiedzUsuń@dreamjariana
Kooooooocham to, no kocham noo. Szybko pisz rozdział <3
OdpowiedzUsuńGenialne! Piękne. *___* + chciałabym wspomnieć,iż na TT pojawiły się oficjalne konta znanym nam osobom z COLD! Victoria - @Victoria_Cold, Zayn - @Zayn_Cold, Amber - @Amber_Poland. To tyle,jeszcze wszystkich nie ma. :) Czekam na następną część! Kocham. xx Ściskam. xxx
OdpowiedzUsuńhttp://annabell.blog.pl/2013/05/24/annabells/
OdpowiedzUsuńTłumacz jak najszybciej :3
OdpowiedzUsuńwooooooooooooooooooooooow.
OdpowiedzUsuńcannonball-fanfiction.blogspot.com
Matko, sama nie mogę uwierzyć to opowiadanie ze mną robi ! Gdy zobaczyłam że dodałaś, i zaczęłam czytać poczułam strach jakbym to ja miała tam iść. Przez cały czas odczuwałam emocji bohaterki ! to było niesamowite !
OdpowiedzUsuńKOcham too ! :D
To czekam do niedzieli :)
cudowne! chce już kolejne <3 jestem ciekawa czy Zayn pod wpływem Re się zmieni... Pewnie tak.. :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham! To wszystko jest takie zajebiste! Nie moge<333 Szacun dla tlumaczki ;)
OdpowiedzUsuń/A<3
KIEDY KOLEJNY ? :D :D
OdpowiedzUsuńWSPANIAŁYYYYY ! ♥
Kurde, nie moge. Dajcie mi tutaj takiego Zayn'a. OIGDOIFOFGFDOgf. <3 x
OdpowiedzUsuńO BOŻE! W PEWNYM MOMENCIE MIAŁAM NOGI JAK Z WATY asghgfdsa *_* CUDOOOOO:D
OdpowiedzUsuńjaki świetny *.*
OdpowiedzUsuńjuż się nie mogę doczekać kolejnego!
dziękuję, buziaki <3
Jak zawsze boski:-D:****
OdpowiedzUsuńTylko mi się wydaje, że są takie krótkie? Jest zbyt ciekawy żeby się z nim rozstać po jednym rozdziale. Cold jest niesamowity *O* Czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńSuper, że tłumaczysz, dziękuję :*
Świetny rozdział *.* Nie mogę doczekać sie kolejnego <3
OdpowiedzUsuńświetny
OdpowiedzUsuń<3 Boski jest ,.... <3
OdpowiedzUsuńboże boże boże boże *.* niech on w końcu ją pocałuje no! aaa ale się jaram! dfcvghbjmklmjuyghrteds
OdpowiedzUsuńWspaniałe. <3 Kochaaaaaam to. *___* fkjgnhdi
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://bestrong-fanfiction.blogspot.com/ opowiadanie z dreszczykiem emocji.
Te zainspirowanie grey'em tak się rzuca w oczy,.ale.uwielbiam 50sog wiec az tak mi to nie przeszkadza, a ty swietnie tłumaczysz. Ily xx @_Magda_M
OdpowiedzUsuńKocham 50sof, wiec kocham i to i tego mi potrzeba po greyu. Tylko ciagle musze czekac, ale trudno. Dodawaj, dodawaj <3<3
OdpowiedzUsuńKochammm To i nie
OdpowiedzUsuńumiem doczekać się następnego rozdziału :D
świetny:) dawaj tu kolejny szybciutko
OdpowiedzUsuńA mi się bardzo podoba to że jest inspirowane grey'em. :)
OdpowiedzUsuńzajebisty ;d
OdpowiedzUsuńjak to czytam to też wstrzymuję oddech jak Re.. *__*
OdpowiedzUsuńZayn jest taki onieśmielający nawet jak o nim czytam.. :D
mam nadzieję, że w końcu przestanie być takim oziębłym biznesmenem jakim jest przez cały czas ^.^ Re to zwykła dziewczyna, a nie jedna z jego pracownic czy coś.. :P
@Mo_Love_1D
OMG ;o
OdpowiedzUsuńxoxo
Kocham cię za to że tłumaczysz tak boskie blogi <3
OdpowiedzUsuń